Po przykrych doświadczeniach z poprzednią wodą, ta wyszła dużo lepiej, choć dekolt mogłam zrobić jeszcze ciut ciut większy.
W każdym razie jest w moim ostatnio ulubionym kolorze czerwonym, średnio cienka dzianina, dość przyjemna w noszeniu.
W szyciu też nie sprawiała kłopotów.
Przyznaję się bez bicia, że uszyłam ją dawno, dawno temu, czyli w lutym, leżała sobie i czekała na swoją publikację. I dobrze, że miałam coś w schowku, bo ostatnio mam takiego lenia na szycie i przerabianie, że wstyd się przyznać!
Mój leń nie przeszkadza mi jednak w robieniu planów, co powinnam sobie uszyć na tę wiosnę i lato.
Moja lista must have wydłuża się niemiłosiernie...
Przede wszystkim spódnica:
jak dla mnie długość taka, jak na pierwszym i trzecim zdjęciu, choć kolor niekoniecznie pastelowy.
Na pewno nie będzie plisowana, jak na zdjęciach w związku z wysokimi kosztami plisowania tkanin.
Potem coś miętowego:sweterek, marynarka, może koszula.
Tutaj będę polować w sh na odpowiedni kolor.
Kolejny kolor, który muszę mieć, to żółty.
Do niedawna mój znienawidzony razem z pomarańczowym. Ale z wiekiem wiele rzeczy się zmienia, gusta też...
W tym kolorze chętnie widziałabym spódniczkę taką, jak na drugim zdjęciu, choć oczywiście o odpowiadającej mojemu wiekowi długości.
Zdjęcia pochodzą z atlantic-pacific.blog
Do tego bluzka z kołnierzykiem ozdobionym perełkami, a może sam kołnierzyk.
To te najpilniejsze...